Wtedy powiedział Jezus do Żydów, którzy Mu uwierzyli: „Jeśli trwacie w nauce mojej, jesteście prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”. Odpowiedzieli Mu: „Jesteśmy potomstwem Abrahama i nigdy nie byliśmy poddani w niczyją niewolę. Jakże ty możesz mówić: „Wolni będziecie”? Odpowiedział im Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Każdy, kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu” (J 8, 31–35).
Życie w prawdzie przynosi wyzwolenie. Nie znaczy to jednak, że lubimy prawdę o sobie.
Jezus wypowiedział parę słów do Żydów, którzy przecież Mu uwierzyli, a już chcieli Go zabić, ponieważ nie potrafili przyjąć prawdy. Życie poza prawdą jest życiem niewolnika. Niekiedy odrzucamy przyjaciela, ponieważ mówi prawdę. Niekiedy prawda jest odbierana jako atak.
Prawda zawsze jest wymagająca. Przyjemniej otoczyć się pochlebcami i żyć w złudzeniach. Odpowiadamy na prawdę furią, bo żyjemy w lęku. Oczywiście nie wszystko, co się komuś wydaje na nasz temat, jest prawdą. Ale prawda nie krzyczy, obroni się, mimo że wydaje się, że jest całkowicie zadeptana przez oszczerców. Światło prawdy w końcu rozświetli mrok zakłamania. Obrona prawdy wymaga poświęcenia i wytrwania w prawdzie, mimo że łatwiej byłoby dla świętego spokoju prawdę zmienić tak, by podobała się innym.
Ze słów Pana wynika, że obudzenie się w wierze nie wystarcza. Potrzebny jest następny krok. Trzeba zostać uczniem Jezusa. Ucznia cechuje trwanie w nauce Mistrza. Przyjąć i trwać w nauce Bożej znaczy zrzec się pierwszego miejsca w kwestii oceny swojego życia. Trzeba dostrzec, że prawda o nas przychodzi spoza nas, od Boga, my nie jesteśmy źródłem prawdy. Ona jest w nas wtedy, gdy ją przyjmiemy. Ale to, co jest w nas, wymaga stałej weryfikacji.
Patrzymy na świat, który nas otacza i widzimy, że prawda nie jest kochana, widzimy, że wielcy tego świata posługują się kłamstwem, półprawdami, a ich otoczenie im przyklaskuje i, by nie być podeptanym przez tamtych, potrafi kłamstwo nazywać prawdą. Cóż się dziwić. Tylko spotkanie Zbawiciela może wyzwolić do życia w prawdzie.
My zaś nie możemy upodabniać się do tego świata. Przyjęcie prawdy o sobie może być bolesne. W tej kwestii łatwiej zająć się innymi i wyrzucać im, że nie potrafią przyjąć prawdy, ale przecież gra toczy się o moje życie. Mam czynić i przyjmować wszystko, co mnie przybliży do Jezusa. Niech więc moje życie będzie bardziej przezroczyste i prawe.
Po cóż mam kryć prawdę o moich słabościach, skora prawda jest dla mnie wyzwoleniem. Kiedy idę do lekarza, on wpierw przeprowadza wywiad, chce się wszystkiego dowiedzieć, dopiero potem stawia diagnozę i podejmuje leczenie. Jeśli prawda ma mi pomóc – czemu ją odsuwać, czemu się przed nią bronić? Prawdę łatwiej przyjąć, gdy się jest w stałej relacji ze Zmartwychwstałym, ponieważ jedynie prawdziwa miłość niweluje lęk.
Ciekawe, że to właśnie nasza religijność, większa niż u innych, może nas blokować w stawaniu w prawdzie, i jest nam trudniej przyznać się nawet do małych uchybień. To jest pułapka fałszywej religijności. Wydaje się nam, że przyznanie się coś nam odbierze, dlatego skrupulatnie taimy nasze uchybienia, by być lepiej postrzeganymi. A jednak uznanie winy i wyznanie jej przynosi dobro i reperuje relacje.
Świętość nie polega na oszukiwaniu siebie, lecz na przyjmowaniu prawdy o sobie, również tej, że jesteśmy grzesznikami mimo dążenia do doskonałości.